Dzieci – jakkolwiek by na nie nie
patrzeć są niezwykle wdzięcznym obiektem dla rysownika. Delikatne
buzie, nie przecięte żadną zmarszczką, błyszczące oczka i
nieprzeciętny wyraz twarzy, który wyraża tak naprawdę tysiące
uczuć.
Od kilku, a może już nawet kilkunastu
lat, narysowałam dziesiątki dzieciaków. Tych mniejszych i tych
większych, z lepszym lub gorszym efektem. Ale po każdym z tych
portretów pozostaje miłe wspomnienie uśmiechu na twarzach dzieci i
rodziców :) Ten uśmiech jest lepszy niż amfetamina w czystej
formie! :) Dla mnie to nagroda, której nie da się wyrazić słowami,
a która sprawia, że siadam od razu do kartki pełna motywacji i
sił!
Dzisiejszy post jest poświęcony
właśnie takiemu chłopcu i takiej rodzinie :) która tym uśmiechem
doładowała mnie wielokrotnie, ale spośród wszystkich portretów,
które trafiły do ich rąk, to właśnie TEN zajął mi najwięcej
czasu. Z wielką przyjemnością przedstawiam Wam Mikołajka :-)
format A3.
Zdjęcie, z którego korzystałam przy
tworzeniu tego rysunku było dość małe :-( co mocno utrudniło
pracę. Przyznam się, że przy moim wzroku i wrodzonej ślepocie
pożyczenie od synka lupy było nieuniknione :) Tak więc
przygotowana na wszystko i uzbrojona w ów lupę rozpoczęłam walkę
z wiatrakami.
Dlaczego z wiatrakami? Bo z przykrością stwierdziłam,
że z lupą czy bez lupy jestem po prostu ślepa! I tu z pomocą
przyszedł MĄŻ :) - zrobił focię, wrzucił w program, MOCNO
powiększył i kochana żonko – proszę ja ciebie- masz i działaj!
Noooo, teraz to z górki! ;-)
Tak jak poprzednio
rozpoczęłam od szkicu(2H). Jak można zobaczyć na zdjęciach
wyszedł....mocno przerażający! Chłopiec przypominał bardziej
syna diabła ze słynnego filmu „Omen” aniżeli siebie samego.
Podejrzewam, że gdyby rodzice to zobaczyli na tym etapie, mogliby
mieć wątpliwości co do realizacji i moich zapatrywań :-P
Ale tak ja wspominałam ostatnio –
ZAWSZE POCZEKAJ NA EFEKT KOŃCOWY. W tym przypadku to się sprawdziło
w 100%.
Gdy zarys postaci był skończony i
proporcje wydały mi się dobre, rozpoczęłam żmudną pracę
cieniowania twarzy, rysowania oczu, warg, nosa (B4, B6, B8 i gumka).
Chłopczyk ma wyjątkowo porcelanową urodę, dlatego przy jego buzi
nie musiałam zbytnio się wysilać. Poszło gładko ;-) ufff!
Również włosy nie okazały się
dużym problemem. Czarna czuprynka z jaśniejszymi kosmykami z przodu
wydawała się banałem. Poza tym, że mój ołówek B7 skrócił się
o połowę nie odczułam żadnego większego trudu ;) Ale to miał
być tylko miły początek wszystkiego...
I w tym miejscu przyjemność się
kończy! Teraz trzeba zrobić dobrą kawę z dużą ilością cukru i
uzbroić się po zęby w cierpliwość. Koszula – to nic, ale
koszula w krateczkę – mój Boże... Jak ja to „uwielbiam”.
Krok po kroczku ołówkiem B2
odwzorowywałam ów garderobę. Choć nie wyszło mi to idealnie
(wybaczcie – jeszcze nie mam takich umiejętności) to powolutku
zaczynało to przypominać koszulę ze zdjęcia.
Z czasem zaczęłam delikatnie znaczyć,
które części mają pozostać jasne, a które ciemne. Co też
pierwotnie nie wyglądało najlepiej...
Dopiero, gdy przygotowany wzór
zaczęłam cieniować ciemniejszymi ołówkami (B4, B6, B8) koszula
zaczęła wyglądać bardziej naturalnie. Przyznam się bez bicia, że
dopiero wtedy odetchnęłam z ulgą! Chwilę przed cieniowaniem byłam
najbardziej biadolącą żoną ever! Ślęczałam nad stołem i
trułam mężowi całe litanie o tym jaka jestem nieudolna i że
wyszło paskudnie! :-) a wyszło nawet nawet...
Tak więc po sztormie uczuć i litrach wylanych
łez, a także kubku uspokajającej herbatki i pół godzinnym
słuchaniu Lindsey Stirling rozpoczęłam ostatni etap, czyli
rysowanie owoców i kasztanów. Na ten temat nie będę się zbytnio
rozpisywać bo cudów nie stworzyłam, ale dla miłej odmiany powiem
tylko tyle, że poszło gładko :-P
Dziękuję Wam za dziś i zapraszam w
niedługim czasie na kolejną odsłonę :) w roli głównej ukaże
się Oliwia! Miłego dnia kochani!
Ps. Serdeczne pozdrowienia dla rodziców Mikołaja! :) i moc uścisków dla pociech!!!
Ps. Serdeczne pozdrowienia dla rodziców Mikołaja! :) i moc uścisków dla pociech!!!