sobota, 25 lutego 2017

Od demona do aniołka :-)

Dzieci – jakkolwiek by na nie nie patrzeć są niezwykle wdzięcznym obiektem dla rysownika. Delikatne buzie, nie przecięte żadną zmarszczką, błyszczące oczka i nieprzeciętny wyraz twarzy, który wyraża tak naprawdę tysiące uczuć. 

Od kilku, a może już nawet kilkunastu lat, narysowałam dziesiątki dzieciaków. Tych mniejszych i tych większych, z lepszym lub gorszym efektem. Ale po każdym z tych portretów pozostaje miłe wspomnienie uśmiechu na twarzach dzieci i rodziców :) Ten uśmiech jest lepszy niż amfetamina w czystej formie! :) Dla mnie to nagroda, której nie da się wyrazić słowami, a która sprawia, że siadam od razu do kartki pełna motywacji i sił!


Dzisiejszy post jest poświęcony właśnie takiemu chłopcu i takiej rodzinie :) która tym uśmiechem doładowała mnie wielokrotnie, ale spośród wszystkich portretów, które trafiły do ich rąk, to właśnie TEN zajął mi najwięcej czasu. Z wielką przyjemnością przedstawiam Wam Mikołajka :-) format A3.

Zdjęcie, z którego korzystałam przy tworzeniu tego rysunku było dość małe :-( co mocno utrudniło pracę. Przyznam się, że przy moim wzroku i wrodzonej ślepocie pożyczenie od synka lupy było nieuniknione :) Tak więc przygotowana na wszystko i uzbrojona w ów lupę rozpoczęłam walkę z wiatrakami. 
Dlaczego z wiatrakami? Bo z przykrością stwierdziłam, że z lupą czy bez lupy jestem po prostu ślepa! I tu z pomocą przyszedł MĄŻ :) - zrobił focię, wrzucił w program, MOCNO powiększył i kochana żonko – proszę ja ciebie- masz i działaj! 

Noooo, teraz to z górki! ;-)

Tak jak poprzednio rozpoczęłam od szkicu(2H). Jak można zobaczyć na zdjęciach wyszedł....mocno przerażający! Chłopiec przypominał bardziej syna diabła ze słynnego filmu „Omen” aniżeli siebie samego. Podejrzewam, że gdyby rodzice to zobaczyli na tym etapie, mogliby mieć wątpliwości co do realizacji i moich zapatrywań :-P

Ale tak ja wspominałam ostatnio – ZAWSZE POCZEKAJ NA EFEKT KOŃCOWY. W tym przypadku to się sprawdziło w 100%.

Gdy zarys postaci był skończony i proporcje wydały mi się dobre, rozpoczęłam żmudną pracę cieniowania twarzy, rysowania oczu, warg, nosa (B4, B6, B8 i gumka). Chłopczyk ma wyjątkowo porcelanową urodę, dlatego przy jego buzi nie musiałam zbytnio się wysilać. Poszło gładko ;-) ufff!

Również włosy nie okazały się dużym problemem. Czarna czuprynka z jaśniejszymi kosmykami z przodu wydawała się banałem. Poza tym, że mój ołówek B7 skrócił się o połowę nie odczułam żadnego większego trudu ;) Ale to miał być tylko miły początek wszystkiego...

I w tym miejscu przyjemność się kończy! Teraz trzeba zrobić dobrą kawę z dużą ilością cukru i uzbroić się po zęby w cierpliwość. Koszula – to nic, ale koszula w krateczkę – mój Boże... Jak ja to „uwielbiam”.

Krok po kroczku ołówkiem B2 odwzorowywałam ów garderobę. Choć nie wyszło mi to idealnie (wybaczcie – jeszcze nie mam takich umiejętności) to powolutku zaczynało to przypominać koszulę ze zdjęcia.


Z czasem zaczęłam delikatnie znaczyć, które części mają pozostać jasne, a które ciemne. Co też pierwotnie nie wyglądało najlepiej...


Dopiero, gdy przygotowany wzór zaczęłam cieniować ciemniejszymi ołówkami (B4, B6, B8) koszula zaczęła wyglądać bardziej naturalnie. Przyznam się bez bicia, że dopiero wtedy odetchnęłam z ulgą! Chwilę przed cieniowaniem byłam najbardziej biadolącą żoną ever! Ślęczałam nad stołem i trułam mężowi całe litanie o tym jaka jestem nieudolna i że wyszło paskudnie! :-) a wyszło nawet nawet...


  

Tak więc po sztormie uczuć i litrach wylanych łez, a także kubku uspokajającej herbatki i pół godzinnym słuchaniu Lindsey Stirling rozpoczęłam ostatni etap, czyli rysowanie owoców i kasztanów. Na ten temat nie będę się zbytnio rozpisywać bo cudów nie stworzyłam, ale dla miłej odmiany powiem tylko tyle, że poszło gładko :-P



 I tym sposobem od strasznego syna diabła przeszliśmy do najsłodszego aniołka jakiego znam :) a uśmiech mamy, która odebrała portret i słowa, że „TEN podoba jej się najbardziej” były cudownym wynagrodzeniem dla mojej rozhuśtanej duszy :) I choć pewnie nie jeden powiedziałby, że przecież można to było narysować lepiej, albo, że w ogóle wyszło brzydko to JA, jako samouk, jestem zadowolona :) bo wiem, że teraz już żadna koszula mnie nie wystraszy!

Dziękuję Wam za dziś i zapraszam w niedługim czasie na kolejną odsłonę :) w roli głównej ukaże się Oliwia! Miłego dnia kochani!

Ps. Serdeczne pozdrowienia dla rodziców Mikołaja! :) i moc uścisków dla pociech!!!



czwartek, 23 lutego 2017

Na dobry początek


Witajcie :)

Długo zastanawiałam się jak powinien wyglądać mój pierwszy post i do dziś tak naprawdę nie znalazłam złotej recepty. Wiem jedno! Chciałabym, aby każdy kto rysuje, maluje, klei, rzeźbi etc. mógł znaleźć tu coś ciekawego dla siebie. Ja - nietypowy rysownik samouk- będę tu przede wszystkim zamieszczać rysunki i opisy tworzenia portretów, które sprawiły mi największą frajdę. Bo czy nie o to właśnie chodzi w rysowaniu? 
Technik rysowania i malowania jest wiele, a i stron na ten temat nie brakuje. Ja nie jestem "fachowcem", więc też nie zamierzam pastwić się nad Wami terminologią z piekła rodem :) Dlatego PASJA i chęć rozwijania swoich umiejętności będzie tematem przewodnim tego bloga. :) Być może też na Waszych oczach rozwinę swoje własne skrzydła?

Dziś na dobry początek chciałabym zaprezentować dzieło, które stanowi dla mnie "wisienkę na torcie moich doświadczeń". To coś, przy tworzeniu czego serce biło najmocniej :) Mój synek - Oskar

Przez lata zabierałam się do tego portretu, ale niestety cierpię na tzw. zanik weny. Jeśli nie czuję "dobrego momentu" to uwierzcie mi, że nie stworzę nic ciekawego. A rysowanie na siłę nie przynosi pożądanych efektów. Wręcz odwrotnie, portret wygląda wtedy nienaturalnie, a samo rysowanie nie wnosi pozytywnej energii, która napędza rysownika. Przyszedł jednak dzień chwały! Obudziłam się i chwyciłam za ołówek (2H, B2, B4, B6, B8). Blok rysunkowy, formatu A3. 

Najważniejszą rzeczą jak pewnie się domyślacie jest stworzenie właściwego szkicu i proporcji. Szkic wykonuję ołówkiem 2H. Rysuję szkic delikatnie, tak by w każdym momencie móc go wymazać i poprawić. Gdy wstępny zarys wygląda dobrze, zaczynam od tego co tworzy duszę całego portretu....od oczu. Być może to nie po kolei, ale mam takie dziwne przekonanie że jeśli oczy "wyjdą" jak trzeba, a później twarz :-) to reszta portretu już poleci dobrze.


Wszystko co rysuję ma na początku delikatne rysy. Dopiero, gdy jestem pewna, że wszystko wygląda nieźle zaczynam dodawać mocniejsze kontury. Najczęściej używam do tego B8. Chociaż świetnie się sprawdza (przynajmniej w moim przypadku) ołówek B7 z Koh-i-noor. Mocno zaznacza ciemne miejsca, ale trzeba uważać bo później ciężko wymazać !!!
Z każdym kolejnym krokiem portret wyglądać będzie inaczej. Czasem w ogóle może nie przypominać tego co chcemy osiągnąć. To może mocno zniechęcać. Ale zasada numer 1 brzmi - ZAWSZE POCZEKAJ NA EFEKT KOŃCOWY. Po dodaniu cieni i szczegółów wszystko zaczyna nabierać realnych kształtów.

przed cieniowaniem          
po cieniowaniu wstępnym

Kiedy buzia mojego dziecka uśmiechała się już do mnie z kartki ;) wszystko nabrało rozpędu. Dłoń zyskała palce i właściwe cienie (B4). Włosy wykonałam najpierw ołówkiem B2, by potem delikatnie rozetrzeć je ulubionym PAPIEREM TOALETOWYM w celu stworzenia dobrego podkładu pod efekt końcowy.  Później poprawione B4, B6,a w ciemniejszych miejscach B8 z jaśniejszymi odcieniami i pasmami wykonanymi gumką :) 

tu powstała dłoń      
włosy krok pierwszy

cienie wokół Oskarka
włoski-efekt końcowy

Teraz przyszła pora już na najprostszą rzecz :) a mianowicie - koszulkę. Na początku myślałam o zwykłej białej bluzce, bo prawidłowo koszulka mojego dziecka posiada emblemat z zawiłym nadrukiem ( a z natury jestem leniem), ale później stwierdziłam, że co mnie nie zabije to wzmocni. Ewentualnie moja cierpliwość będzie musiała się mocniej wykazać :)
W zasadzie bluzka powstała sama. Białe - niemalowane tło, które jedynie poplamiłam brudnym od wcześniejszego rozcierania papierem toaletowym, stworzyło efekt zagnieceń materiału i naturalny deseń koszulki. Emblemat był dość trudny, zwłaszcza, że zdjęcie, którym się sugerowałam było w tym miejscu rozmyte. Krok po kroku odtwarzałam najpierw twardym ołówkiem 2H, a później miękkim B4 wszystkie szczegóły nadruku. Choć element mały, pracy nad nim było całkiem sporo. Do tego doszły kaligraficzne litery tworzące napis. Efekt końcowy był jednak całkiem niezły :)

Oczywiście fotografia nie odzwierciedla tego jak portret wygląda w realu :) co jest zasługą mojego aparatu, ale mam nadzieję, że co nieco dojrzycie.
WAŻNE! jak pewnie dostrzegliście na fotografiach, często przed oczami przewija się czerwony prostokącik. To niezwykle ważne by podczas tworzenia rysunków, zwłaszcza takich jak te (ołówek, węgiel, pastele itp.) mieć coś, co podkłada się pod dłoń. Może to być nawet zwykła kartka papieru. Szkoda by było by efekty ciężkiej pracy skończyły się śmiercią tragiczną w postaci brudnych plam na waszej dłoni :) Więc podkładki w ruch! (swoją drogą słowo samouk tyczy się też tego tematu - jak myślicie skąd wiem o podkładce? :-D )

Dziękuję ślicznie, jeśli dotrwaliście do końca tego postu. Bo to oznacza, że jednak zaciekawiło Was to co tu znaleźliście. :) Na dziś to już koniec, ale serdecznie zapraszam do śledzenia kolejnych postów. Już niedługo zaprezentuję Wam portret kolejnego małego człowieka - Mikołaja.  Tymczasem życzę Wam dużo zapału i inspirujących pomysłów do tworzenia własnych dzieł, a także zapraszam do komentowania moich prac. Nawet te negatywne opinie potrafią czegoś nauczyć. :) Pozdrawiam i do zobaczenia !